Za dawnych czasów,
w wiekach pośrednich,
Gdy na kolei był remont.
Jechał sem Janusz,
Z wyglądu średni,
Na imię chyba miał Zenon.
Jechał też Seba,
Niedbale siedząc,
W pozie nad wyraz buraczej.
I z nimi trzeci,
Jechał też Menel,
Od niego jechało raczej.
I wszyscy razem,
Wspólnie jechali,
Nie mówiąc do siebie ni słówka.
Wchodzi konduktor,
W mundurze swoim,
I krzyczy gdzie jest gotówka?
A może mówił,
Coś o biletach,
Bo słuch mam nienajlepszy.
Niemniej podchodzi
Wyciąga ręce,
Jazdę na gapę wywęszy.
Menel biletu,
Nie ma jak zawsze,
I śmierdzi przy tym jak szambo,
Konduktor machnął,
Spojrzał z wyrzutem,
Wysiadaj na stacji albo ...
Seba zaś rzecze,
Biletu nie mam,
I patrzy zimno mu w oczy.
To też wysiadaj,
Konduktor mówi,
Nad Sebą cień swój roztoczył.
Nie, nie wysiądę,
I dalej jedzie,
Konduktor jakby dostał w gębę.
No to dokument,
Twój Tożsamości,
Dawaj bo bardzo nalegał będę.
Nie dam. I siedzi.
Seba jak siedział.
Dla konduktora niemiły.
Stoi cny człowiek,
Na Sebę patrzy,
Stoi i patrzy bezsiły.
Mruczy pod nosem
I ręką machnął.
Seba w więzieniu nie zgnije.
I do Janusza
Konduktor sunie
Janusz się mu nie wywinie
Wsuwa w rękę
Sprawdzającemu
Bilet lecz mu nie dogodzisz
Data biletu,
to miesięcznego,
Nie zgadza się co do godzin.
I tym to razem
Ręką machnięta
Konduktor podąża dalej.
Podąża szukać,
I odnajdywać,
Na gapę jechać nie daje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz